Taxi odjechało
zostawiając nas na skrzyżowaniu w Tam Coc jeszcze ciemną porą o 5 nad ranem.
Nocne owady wydawały świerczące dźwięki. Po przeciwległej stronie ulicy
znajdowała się otwarta przestrzeń - dość duży ganek hotelu.
Musieliśmy obudzić śpiącego tam boya. Wiedząc, że jest to najlepsza pora do spania, staraliśmy się lekko popukać go w ramię, ale on zerwał się na równe nogi. Gestem dłoni pokazaliśmy, że jest OK, żeby spokojnie doszedł do siebie to pogadamy. Opłukał twarz zimną wodą. Godzina 5.20 poszliśmy spać w zatęchłym pokoju z wybitą dziurą w materacu idealnie na tyłek.
Około jedenastej otworzyliśmy drewniane okiennice prosto w
ścianę deszczu. Miejscowość, która gdyby nie pogoda, byłaby oazą piękna. Po
porannych oględzinach znaleźliśmy 200 metrów dalej hotel mniej zatęchły i tańszy.
Szybkiej przeprowadzka i pogawędka z właścicielem hotelu, poskutkowała
wiadomością, że w pakiecie mamy również darmowe wypożyczanie rowerów!
Generalnie właściciel hotelu był najlepszym menadżerem w Wietnamie, później
wylądowaliśmy u niego na kolacji – gorący półmisek koziny.
Jako że okolica jest rozległa, a miejscowości oddalone od siebie po ok. 5-10-15 km i poprzedzielane wystającymi skałami, rowery wydały się nam idealnym rozwiązaniem. Zresztą od zawsze uwielbiamy przejażdżki, tylko …nie w siarczystym deszczu, błocie i znoju. Cali przemoknięci acz zdesperowani, bo nie po to człek leci tyle tysięcy kilometrów, żeby siedzieć w 4 ścianach, jeździliśmy i udawaliśmy, że jest naprawdę fajnie i świeci słońce. Najpierw zajechaliśmy to jednej temple. Później chcieliśmy kolejną ścieżką pojechać w przeciwnym kierunku do drugiej temple. Ścieżka się skończyła, więc nie pozostało nic innego, jak zdjąć buty i prowadzić rower w błocie po kostki przez pola ryżowe. Skończyliśmy zwiedzać najbliższe atrakcje około godziny 16 z powodu pomarszczeń na opuszkach palców jak u płetwonurka i lekkich dreszczy z zimna. Wracamy do hotelu, zdejmujemy ubrania, mija 1 godzina, 2, 3, 4, 5… a tu nic. Nic nie schnie! Wilgotność sięga 100% - więc po 3 dniach wszystko zatęchło. A Plecaki śmierdoliły do końca wyjazdu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz