piątek, 3 czerwca 2016

Rowerowa kraina


Rowerowa kraina to 19 oznakowanych tras o łącznej długości 450 km. Na pierwszy rzut wybrałam oczywiście tę najdłuższą, co by nie mieć sobie nic do zarzucenia i objeździć w koło od razu wszystko. Trasa nr 13 swój początek ma w Szklarskiej, później Jakuszyce, Orle, Świeradów Zdrój i długa prosta z powrotem do Szklarskiej. Zleciało 6 godzin. Wykończona wróciłam do pensjonatu, a wieczór miło spędziłam z tubylcami. Drugi dzień został zaplanowany jako objazdówka wielu krótszych tras dookoła mojej miejscowości. Jednak wytyczenie ich przed wyjazdem nic nie pomogło, bo rzeczywisty teren natychmiast zweryfikował moje wcześniejsze plany. Ładne widoki, stare budynki, rozmowy z babciami prowokowały to zbaczania z ustalonych wcześniej tras. Odbiegałam ładne paręnaście kilometrów od zaplanowanego celu. Kręciłam się tu i ówdzie, jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż pojawiało się hasło: Michałowice. Zaczęłam pedałować mocniej, 10 metrów, olbrzymia góra uniemożliwiła start na Michałowice. Godzinę targania roweru, pchania go pod górę krętymi ścieżkami wycisnęło ze mnie ostatki porannego entuzjazmu. Wdrapałam się na górę i co? Nic, wiocha. W sumie tego chciałam i tego się spodziewałam. Cisza, spokój, 5 domków na krzyż. Jadę dalej – znowu 10 metrów. Mieścina za zakrętem zaczęła się urbanistycznie rozwijać, widziałam nawet minisklepik. Dobrnęłam do punku widokowego – miejsca, do którego jechałam 7 godzin pociągiem i 2 godziny rowerem. Tylko było jedno znaczące „ale” Miałam tu być o wschodzie lub zachodzie słońca, z modelką i w ładnych ubraniach. Byłam w najmniej urodziwą godzinę dla fotografa – o dwunastej w samo południe, sama i w szarych dresach.


Nie musiałam długo myśleć, aby dojść do wniosku, że są w Polsce bardziej urodziwe miejsca. To tylko jakiś kult, legenda, moda, hipsterstwo – nie wiem. Po prostu część fotografów upatrzyła sobie skałę w lesie i osławili to miejsce, korzystając przy okazji z pobliskiego teatru jako studia, gdzie bawią się w fotografię kreacyjną. Dlaczego świat musi tak sztucznie się napędzać. Jest ciągła potrzeba wymyślania czegoś nowego, żeby pospólstwo mogło to naśladować, dążyć i brnąć. Artyści wymyślają niedorzeczności. Artyści tworzą swój światek, do którego nie dopuszczają większości. Gdyby więcej osób robiło to samo co oni, nie byłoby to artystyczne. Nawet gdyby ktoś inny nie należący do tej grupy wzajemnej adoracji popełnił takie samo dzieło, nikt tego nie zauważy. Tylko elitarność grupy twórców jest wyznacznikiem artyzmu.